Wiadukt po remoncie, czyli starcie z konserwatorem zabytków
Po raz kolejny na tapecie konserwator zabytków. Tym razem w roli ratownika dóbr polskiej kultury architektoniczno-budowlanej. No i trzeba mu przyznać rację, że miał słuszność pragnąc zachować owe dobro wspomnianej wyżej kultury. Wszak taka konsola może być (i powinna być) pięknym zwieńczeniem jeszcze piękniejszej kolumny. Ma z założenia swego zdobić, więc należałoby się postarać coby piękna była.
Stan zastany przez pana Miecia na budowie był smutny. Część konsoli poszła spać, a pozostała część przedstawiała obraz nędzy i rozpaczy, podobnie jak kolumna, a nawet one wszystkie, zresztą cały wiadukt raczej taki smutny dość był.
Dzięki staraniom pana Miecia udało się uzyskać coś takiego. Niestety nie powaliło. Można by i próbować tłumaczyć, że pan Miecio był zmęczony, że po raz pierwszy miał do czynienia z konsolami tak skomplikowanej natury, że padało, że słońce świeciło, że beton był jaki był. No trudno. Nie wyszło. Ale jako, że niestety bardzo nie wyszło, to pan Miecio wspiął się na wyżyny swoich twórczych umiejętności...
... no i uzyskał coś takiego. Prawie ślicznie. Aż muszę pochwalić pana Miecia na łamach tego pisma, gdyż nieczęsto zdarza się aby na to zasłużył. Tym razem dał radę. Szkoda jedynie, że...
... poza konsolami (których jest 2, słownie; dwie), reszta ciągle woła o pomstę do nieba. I wołania te nie są niestety wysłuchiwane. Zwieńczenia słupów (głowice) nie doczekały się poprawki. A szkoda, bo może i tym razem pan Miecio wspiąłby się nie tylko na rusztowanie, ale i na wyżyny swoich twórczych umiejętności.
Jest tak:
A chciałoby się, aby wyglądało tak:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz